Pasta Wiki
Advertisement
Pasta Wiki

Te wakacje spędziłem na wsi. Ogółem, mieszkam na wsi, na małym gospodarstwie. Słońce grzeje miło, można sobie pojeść jagód, i innych owoców. Wokół pełno zwierząt, niestety także komarów.

Ptaki śpiewają i tym podobne. Sielanka.

Do czasu...

Pewnego dnia zostałem sam w domu. Taaak... Tak zaczyna się każdy horror.

Ale moi rodzice po prostu wyjechali na jakiś czas. Nie ważne gdzie, i dokąd. Po prostu - zostałem sam i wiedziałem, że wrócą dopiero jutro nad ranem.

Wolna chata. Nie robiłem nic szczególnego.

Posłuchałem trochę muzyki, pobiegałem na zewnątrz...

Wszystko zaczęło się dziać wieczorem.

Jedynymi osobami, do których mógłbym się zwrócić gdybym potrzebował pomocy, byli najbliźsi sąsiedzi.

- Jeśli będziesz czegoś potrzebować, albo coś - to wiesz dokąd przyjść.

- Dobrze - odpowiedziałem.

Okazało się, że z jakiegoś powodu wyłączyli prąd. Zdziwiłem się trochę, bo nie było ani burzy, ani silnego wiatru, a niebo było dziś czyste.

Jedynie czasami jakieś obłoczki fruwały, całkowicie białe.

Pomyślałem że po ciemku nie będę siedział, więc pójdę spać wcześniej.

Jednak postanowiłem pójść jeszcze do domu sąsiadów, spytać czy u nich też nie ma prądu - żeby upewnić się - możliwe że to tylko w moim domu tak się stało.

Zapukałem. Ale nikt mi nie otworzył.

- Może nie usłyszeli...

Zapukałem ponownie.

- Halo?

Dziwne - pomyślałem.

W końcu postanowiłem wejść do środka. Ku mojemu zdziwieniu nikogo nie zastałem.

Zdziwiłem się, bo nie planowali nigdzie wyjeżdżać. Nie mogli też wyjść na chwilę na spacer, u nich zawsze zostawał ktoś w domu.

Krzesła były poodsuwane szybko, jakby uciekli nagle, w pośpiechu, jakby uciekając przed czymś.

Zastałem nawet włączony komputer. Ale nie było nic szczególnego. Nie była włączona żadna gra, na pulpicie nie było żadnych dziwnych plików, ani folderów o dziwnych nazwach.

Włączyłem przeglądarkę... Mozilla Firefox... Sprawdziłem historię przeglądania. Widziałem że ktoś wchodził na youtube, i oglądał jakiś film. Nic szczególnego.

Jakaś komedia...

Był długi więc nawet nie zaprzątałem sobie głowy by obejrzeć choć urywek.

Znalazłem kartkę na stole. Było na niej tylko zapisane długopisem niedokładnie, w pośpiechu.

"Za późno..."

Wystraszyłem się. Co mogło im się stać?

Wybiegłem na zewnątrz. Było spokojnie. Księżyc w pełni dawał tyle światła, że mogłem prawie wszystko dokładniej zobaczyć.

Postanowiłem się przejść.

Oczywiście nie powinienem tego robić. A tym bardziej odchodzić tak daleko od domu... teraz tego pożałowałem.

Jako że mieszkałem na wyżynie, to przespacerowałem się w dół, między grządkami za stodołą.

Za drzewami ujrzałem dom. Dom kolejnych sąsiadów. Na ścianie była rozpryskana krew.

Serce podeszło mi do gardła...

- Co się tu do cholery jasnej dzieje?!

Podszedłem bliżej do domu, aby sprawdzić co się stało.

Ujrzałem martwe ciało. Miało ślady zadrapań jakby wielkimi pazurami. Większość mięsa zostało objedzone, a brzuch był cały rozdrapany, ukazując wnętrzności.

Na co mój żołądek zareagował szybkim zwrotem kolacji na ziemię.

Zrobiło mi się słabo, oparłem się o ścianę. Na niej, moją rękę czekała kolejna niespodzianka. Poczułem ciepłą ciecz. Odwróciłem się.

Była niebieskawa...

Nie wiedziałem czym jest, więc w pośpiechu bezmyślnie wytarłem rękę o trawę.

- A to co znowu?!

Wtem z lasu usłyszałem chrapliwy ryk pomieszany z piskiem.

Odwróciłem się gwałtownie. Moje serce przyśpieszyło bicie.

Schowałem się do domu. Nie zamykałem nawet drzwi, w obawie że mnie usłyszy (były cały czas otwarte).

Wtedy dostrzegłem to monstrum przechadzające się po podwórku sąsiada.
Było jasno szare, zgarbione. Miało gdzieś ze 3 metry długości i 2 wysokości. Tak na oko. Przednie kończyny miało dłuższe, niż tylne, więc chodziło jakby na czworaka. Ręce zakończone były długimi palcami z ogromnymi, ostrymi pazurami, które zginało, kiedy chodziło po ziemi.

Rzuciła mi się w oczy owalna, jakby ludzka głowa.

Nie miało w ogóle oczu. Chociażby oczodołów... Nic.

Z jego ust wykrzywionych w uśmiechu pełnym ostrych jak brzytwa zębów, który przyprawił mnie o ciarki, spływała świeża krew. Cofnąłem się w głąb domu.

Ciągle chodziło... węszyło jakby w poszukiwaniu czegoś... a raczej kogoś.
Pomyślałem że prędzej czy później mnie znajdzie, i nastąpi mój koniec. Skończę tak, jak jeden z trupów, z rozszarpanym torsem...

Kiedy ocuciłem się ze strasznych wizji z przerażeniem stwierdziłem że zagląda kolejno do chat, i w końcu dotrze do domu, i mnie znajdzie!

W końcu wlazło (nie weszło, tego chodem nazwać się nie da...) do jednej z chat. Dostrzegłem, że drzwi mają skobel.

- Teraz, albo nigdy! Nie mam nic do stracenia, chyba, że chcę być trupem, bo i tak by mnie dogoniło. - Pomyślałem, po czym szybko dobiegłem, zamknąłem drzwi i zakneblowałem.

Usłyszałem ryk i walenie w drzwi.

Co tchu zacząłem biec w stronę mojego domu. Ale brakowało mi sił, bo biegłem pod górę. Kiedy już prawie dobiegałem do stodoły, usłyszałem trzask i ryk.

Silne zwierze wyważyło drzwi i zaczęło pędzić w moją stronę. Biegło szybko, bo wielkimi susami.

- O cholera!

Nie wiedziałem gdzie się schronić. Okrążyłem stodołę i podbiegłem do jej frontu. Drzwi były mocno zamknięte, a w dodatku zardzewiałe, i odsunięcie ich było wolne, oraz wiązało się z piskiem.

Na szczęście zauważyłem dziurę w deskach. Wcisnąłem się tam, jako że byłem chudy, i byłem już w środku...
Teraz byłem bezpieczny... Prawie.

Oddaliłem się w tył stodoły...

Instynktownie szukałem przedmiotów które by mi się przydały. Znalazłem piłę łańcuchową, ale bez paliwa. Były też siekiery. Nic na dystans...

Nie było nawet porządnych wideł, bo te były schowane w oborze, podobnie jak szpadle i kosa.

Pozorne bezpieczeństwo szybko zostało zakłócone. Stwór znalazł słabe miejsce - mocno spróchniałe deski, i się przez nie przebił.

- K*rwa! Teraz to już po mnie!

Wparował do stodoły i już szczerzył się do mnie. W odruchu szybko pobiegłem do miejsca gdzie składowane były drzewa po siekierę, która leżała obok.

Stwór pobiegł ze mną. Aby go spowolnić wziąłem spory pień i rzuciłem go w głowę, co go tylko rozwścieczyło.

Skoczył na mnie i wbił we mnie swoje szpony, ale szybko wziąłem leżącą nieopodal siekierę, którą przywaliłem mu w tors.

Puściło mnie z wrzaskiem. Upadłem

Wziąłem w pośpiechu siekierę.

Stwór skoczył na mnie ponownie, ale ja odskoczyłem i wbiłem mu siekierę w nogę. W odpowiedzi usłyszałem głośny ryk, i niebieską ciecz która trysnęła na mnie z rany.

- Więc to na ścianie była twoja krew, gnido!

Poczułem lekkie pieczenie, jakby to była żrąca substancja, więc szybko wytarłem rękę o słomę, która była w pobliżu.

Zwierz był ranny i uciekł, ale ja wiedziałem, że wróci. Wybiegłem prędko w kierunku obory, otworzyłem duże, tylne drzwi i wparowałem do środka. Wziąłem w pośpiechu widły, i już miałem zastawiać drzwi czymkolwiek ciężkim, gdy poczułem czyjś oddech...

Spojrzałem na sufit. Oprócz pająków było tam to, czego się najmniej spodziewałem.

Eyeless Smile 001

Tak wyglądało to coś.

To coś siedziało na suficie i się na mnie gapiło.

Poprawka, nie miało oczu, więc raczej czuło, i wsłuchiwało się we mnie, ustalając moją pozycję.

Spadło z sufitu prosto na mnie. A dokładniej skoczyło z sufitu na ścianę, a potem odbiło się od ściany z dużą prędkością prosto na mnie. Zacząłem uciekać. Rzuciłem widły w jego stronę. Nie miałem siły walczyć. Dobiegłem do drzwi frontowych które w pośpiechu otworzyłem i zamknąłem dodatkowo zasuwając.

Przez takie drzwi nie mógł się przecisnąć, nawet gdyby je wyważył. Pobiegłem w stronę domu, zasłaniając firanki, żaluzje, oraz zasuwając drzwi na klucz.
Wiedziałem, że tej nocy nie zmrużę oka...


Autor: SuiceShadow

Advertisement