Pasta Wiki
Advertisement
Pasta Wiki

Był pogodny, lutowy ranek. O 7:30 Lucy wyszła z domu. Pomimo chłodu, dziewczyna niosła kurtkę, na siłę wciśniętą jej przez mamę, w plecaku. Dzięki temu można było podziwiać jej wysoką, zgrabną figurę bez żadnych przeszkód. Lekki bagaż niosła w ręce, zupełnie jakby ktoś zaraz miał go od niej zabrać. Wiedziała, że to się nie stanie. Miała przed sobą 20 minutową trasę, oddaloną od domów jej przyjaciół.

Nie miała ich zbyt wielu, mało osób z nią wytrzymywało. Oczywiście, Phil i Vera, jej najbliżsi znajomi, znali powód jej wyobcowania. Mało kto chciał przyjaźnić się z kujonką, jaką była Lucy. Dziewczyna, nawet nie ucząc się, zawsze zgarniała najwyższe oceny, nauczyciele ją chwalili, a inni uczniowie prosili o pomoc w nauce. Nie zjednywało jej to przyjaciół, zawsze była obiektem zazdrości innych. Szczególnie dziewcząt. 

Lucinda, jak na nią wołali kumple, była dziewczyną o wyjątkowej urodzie. Długie, czarne włosy, jasna, gładka cera i niewiarygodnie duże, błękitne oczy wywoływały zainteresowanie znajomych chłopców. Do tego szczupła sylwetka i długie nogi. Zgodnie twierdzono, że ma to coś. Jednak, jej styl onieśmielał na tyle, że nigdy nie otaczał jej wianuszek wielbicieli. Lucy słuchała muzyki metalowej, nosiła glany, skórzane spodnie i czarne koszulki. Zazwyczaj miała ze sobą srebrny łańcuszek z małym pentagramem, który dostała od Phila na piętnaste urodziny. Był to jej największy skarb, nie mogła go przebić nawet kolekcja kostek z najróżniejszych koncertów: Slipknot, Iron Maiden, Slayer, Anthrax, Metallica, i wielu, wielu innych.

Była też pewna różnica pomiędzy tymi rzeczami - o ile o kostkach mogła rozmawiać, dzielić się wspomnieniami z innymi, to o łańcuszku wiedziała tylko ona i Phil. Zresztą, on i tak nie miał pojęcia, że go nosi - był pewien, że leży gdzieś w szufladzie, zakurzony, zapomniany. Lucy nie byłaby w stanie tego zrobić - uwielbiała srebro, jasne i delikatne, i kochała Philipa, zabawnego i przystojnego bruneta. Nie wiedział o tym, i wolała, by tak pozostało. Była zbyt nieśmiała, by borykać się ze złośliwymi komentarzami ze strony innych osób. 

Dziewczyna siedziała na lekcji chemii z Verą. Nauczycielka akurat odpytywała spóźnialskich, więc Lucy miała czas zagłębić się w rozmyślaniach. Akurat myślała o swoim dziwnym śnie z tej nocy. Widziała w nim mężczyznę. Blond włosy, bardzo wysoki, postawny. Trzymał w dłoni nóż, uśmiechał się do dziewczyny, bawił się leżącym na ziemi kamieniem. W drugiej ręce miał jej łańcuszek. Z rozmyślań wyrwał ją głos nauczycielki pytającej o właściwości węglowodorów. Po dokładnym przedstawieniu tematu belferce dziewczyna skupiła się na lekcji.

Nie myślała o mężczyźnie z jej snu aż do czasu powrotu do domu. W końcu mogła skupić się na myśleniu. Doszła do wniosku, że to tylko chory żart jej wyobraźni. Nigdy go nie widziała, więc czemu miała się nim zajmować? I gdy stwierdziła, że pewnie ma rację, zobaczyła go. Stał na środku chodnika, dosłownie jak wyciągnięty z wizji sennej. Lucy stanęła zamurowana. Po chwili uspokoiła się, ganiąc się w duchu: "Co ty, głupia, robisz? To obcy mężczyzna. Może czeka na znajomego?" Wzięła głęboki oddech i ruszyła przed siebie. Wyminęła go i ruszyła szybkim krokiem dalej. 

Tej nocy znowu się jej przyśnił. Tym razem, nóż i odzienie jegomościa było zakrwawione, w dłoni, oprócz wisiorka, trzymał kawałek białej tkaniny, a z ust mężczyzny wydobywał się upiorny śmiech. Ta mara tak przeraziła Lucindę, że obudziła się z krzykiem. 

Następnego dnia wypadały Walentynki. Lucy postanowiła założyć coś innego - chciała wszystkich zaskoczyć. Zamiast standardowych glanów włożyła białe kozaki pożyczone od swojej mamy i śliczną, bielutką sukienkę do kostek. Do tego jasne bolerko z futerkiem. Z zadowoleniem przejrzała się w lustrze. Przypominała anioła.

W szkole wszyscy wpadli w zachwyt. Dziewczyna wyglądała zaskakująco świeżo, mało kto ją rozpoznał na pierwszy rzut oka. Jedyną osobą niebędącą zachwyconą wydawał się Phil. Bolało ją to, ale postanowiła nic nie mówić. Otaczało ją tyle wykrzykujących osób, że postanowiła go sobie dzisiaj odpuścić.

Dzień zleciał szybko, nauczyciele, przekupieni przez uczniów, nie organizowali zajęć. Lucy wracała do domu zmęczona, ale zadowolona. Wszyscy ją podziwiali, byli wręcz oszołomieni jej wyglądem. Roześmiała się na widok ich twarzy. Nagle spojrzała przed siebie. Stał tam. Mężczyzna z jej wizji. Śmiał się. Dziewczyna odwróciła się i pognała w stronę pobliskiego lasu. Słyszała za sobą jego kroki, bardzo szybkie i głośne. Ukryła się za drzewem. Spojrzała w niebo, ledwo widoczne przez gęste gałęzie, i obejrzała się za siebie. Mężczyzna stał metr od niej. Chciała krzyknąć, ale nie zdążyła. Zasłonił jej usta dłonią. Próbowała się wyrwać, ale złapał ją za sukienkę. Szarpnęła mocniej. Długi pas tkaniny oderwał się, a dziewczyna wywróciła się na śnieg. Nieznajomy roześmiał się ponownie. Przyklęknął przy niej i związał jej ręce materiałem z jej zniszczonej sukienki. Lucy patrzyła z przerażeniem na zbliżający się do jej piersi nóż. Mężczyzna najpierw przymierzył się do ciosu, a następnie wziął zamach. Po czym nastąpił cios.

Dziewczyna, wykrwawiając się, patrzyła na swojego mordercę. Odchodził z jej srebrnym wisiorkiem i pasem tkaniny z jej rozwiązanych rąk.

Philip biegł do domu Lucy jej własną trasą. Przeklinał się w duchu, że nie poprosił wychowawczyni o przełożenie rozmowy na kolejny dzień. Koło lasu, w zaspie, zauważył coś błyszczącego. Podszedł bliżej. Był to kolczyk dziewczyny, charakterystyczny srebrny kieł. Przerażony, spojrzał w głąb lasu. Dostrzegł ślady na śniegu. Postanowił to sprawdzić.

Szedł, rozmyślając o przyjaciółce. Nie mógł znieść myśli, że coś się jej stało. Kochał ją, od momentu gdy tylko ją zobaczył. Chciał jej o tym od dawna powiedzieć, ale bał się. Tego dnia, w Walentynki, postanowił, że to zrobi. Ale strój Lucy sprawił, że chłopak stracił pewność siebie. Zwykle twarda dziewczyna zmieniła się w delikatny płatek śniegu. Unikał jej cały dzień, podczas gdy inni chłopcy mogli do niej zarywać do woli. Pluł sobie w brodę, że tak stchórzył. 

Pierwszą rzeczą, którą zobaczył, było krople krwi na śniegu. Potem leżał nóż. A dalej... siedziała Lucy. Długie włosy spływały po nagich ramionach, zakrwawionej piersi i... skrzydłach? Dlaczego miała skrzydła? Ale po chwili wyrzucił sobie z głowy ten "szczegół". Dziewczyna siedziała na śniegu w sukience. Czy nie było jej zimno? Chłopak w biegu zdjął kurtkę i nałożył jej na ramiona, przykrywając zwinięte, czarne skrzydła. Lucy patrzyła w śnieg. Wyszeptała: "Kochasz mnie?" Phil, zdumiony, spojrzał na dziewczynę. Nie żartowała. Naprawdę pytała. Potwierdził, również szeptem.

Zapytała:

- Chcesz być ze mną? Na dobre i na złe?

- Chcę - szepnął jej do ucha.

19354-fallen-angel

Lucy

Lucy spojrzała na chłopaka. "Wybacz", pomyślała, po czym z prędkością błyskawicy wyciągnęła rękę po nóż i wbiła go chłopakowi w brzuch. Wyszeptał:

- Do zobaczenia na tamtym świecie.

Lucy podniosła głowę, odrzucając włosy z twarzy. Błysnęły czerwone tęczówki. Wstała, odtrącając zwłoki Philipa. Miał do niej dołączyć już wkrótce. W tym czasie zdąży jeszcze coś załatwić. Odwiedziła chłopców, z którymi tego dnia rozmawiała. W drzwiach pytała, czy chcą z nią być. Oczarowani, potwierdzali, wydając na siebie wyrok. Następnie, powróciła po Philipa. Musiał jej pomóc.

Chciała odzyskać wisiorek.

I będzie go szukać u każdego, dopóki go nie odzyska.


Autor: Demonia928

Advertisement