Pasta Wiki
Advertisement
Pasta Wiki

Lekki powiew, przemieszczający się przez Małą Dolinę, pchał idealnie uformowane chmurki po niebie. Wysokie zielone trawy tworzyły echo na niebie ponad nimi, kołysząc się smętnie w promieniach gorącego słońca, które już dotykało horyzontu. Ptaki śpiewały kojąco na drzewie znajdującym się na niewysokim wzgórzu, rzucając cień na samotną postać.

On, lekko poruszony, stopniowo wybudzał się. Powoli wstał, otrząsnął się i rozglądnął dookoła. Nigdy nie widział czegoś tak pięknego w jednym momencie w jednym miejscu.

Człowiek ten poznał to miejsce. Postawił stopę zaraz przed swoją drugą, i zaczął podążać do przodu. Jego ruchy były powolne, chyba nawet bolesne, ale jego spokój rósł z każdym krokiem. Wkrótce, już sam bezstresowo poruszał się przez dolinę, stawiał każdy krok z łatwością.

Wszedł na wzgórze, na którym był w stanie dostrzec małe miasteczko, gdzieś w dali. Osiągnął dobry czas. Słońce było nadal dosyć wysoko na niebie.

Mężczyzna zbiegł ze zbocza góry, przez osiedle małych domków. Słońce zaczęło delikatnie zachodzić a chmury powoli się ściemniać.

Kroki mężczyzny było teraz ogromne, jeżeli nie były już skokami. Bohater nasz biegł przez pole kwiatów, kwitnących życiem o pięknych kolorach. Słońce było już ledwo widoczne, oświetlało już tylko chmury na niebie różnorakimi kolorami.

Mężczyzna skoczył, przeleciał przez powietrze, otoczony tak nieopisanym pięknem, że na jego twarz łzy pchały się same. Biegł dalej do miasteczka. Słońce już zachodziło; chmury poszarzały.

Był teraz tak blisko miasteczka, że mógł zobaczyć licznych jego mieszkańców. Wszystkich jego przyjaciół, całą rodzinę, usłyszał jakby bicie serca w oddali. Mężczyzna poczuł gorycz w gardle widząc swoją żonę i dzieci stojących na samym obrzeżu miasta, czekających na niego. Z pełną premedytacją biegł w ich stronę, przygotowując się na uściski wystawionych przez jego najbliższą rodzinę rąk.

Kiedy słońce zetknęło się z horyzontem, świat stanął w płomieniach. Para piekielnych ogarów wybiegła z ognia, złapała mężczyznę i zaczęła ciągnąć go w stronę ziemi. Chciał on dosięgnąć swojej rodziny, widząc co się dzieje, ale kreatury przytrzymywały go poza zasięgiem ramion jego rodziny. Zwierzęta te, zaciągnęły mężczyznę w stronę ogni przez pożar, po czym niebo zajęło się od czarnych chmur, z których zaczął padać deszcz ognia, masakrując mieszkańców miasteczka i zamieniając je w pogorzelisko.

Mężczyzna zaczął szlochać, gdy w przerażeniu patrzył jak jego świat jest niszczony kolejny raz. Tym razem prawie mu się udało… Prawie.

Piekło nie byłoby takie złe, gdyby nie ta ciągła nadzieja.

Advertisement