Pasta Wiki
Advertisement
Pasta Wiki
Bloodyeahawesome by fatal impurity-d68cgnf

Długa droga do domu wydawała się ciągnąć i ciągnąć. Droga przed samochodem wydawała się ciągnąć bez końca. Światło przebijające się przez gałęzie wysokich, zielonych drzew padało przez okno, tańczyło tworząc przypadkowe wzory, i raz na jakiś czas, nieznośnie świeciło w oczy.

Otoczenie było pełne drzew w odcieniu głębokiej zieleni, które tworzyły wokół drogi las. Jedynym odgłosem był dźwięk silnika samochodu jadącego po drodze. Był spokojny i przynosił poczucie spokoju . Pomimo tego, że podróż wydawała się miła, dwójka pasażerów wcale ‘miło’ się nie czuła.

Kobieta w średnim wieku siedząca za kierownicą miała brązowe włosy schludnie ścięte na krótko, które dobrze pasowały do jej cery. Miała na sobie zielony t-shirt w serek i niebieskie jeansy. Diamentowe kolczyki zdobiły jej uszy, które było częściowo widać spod jej fryzury. Miała głęboko zielone oczy, które podkreślała jej koszulka, a światło zdawało się czynić je bardziej widocznymi. Nie było nic niezwykłego w jej wyglądzie, wyglądała jak każda ‘przeciętna matka’, którą widuje się w programach telewizyjnych i tym podobnych, jednak jedna rzecz różniła ją od tych ‘przeciętnych matek’, a mianowice ciemne wory pod oczami. Miała ponurą i smutną minę, chociaż wyglądała na kogoś kto dużo się uśmiechał.

Pociągała nosem raz na jakiś czas, czasami spoglądając w lusterko, by spojrzeć na swojego syna siedzącego na tylnim siedzeniu. Był zgarbiony, mocno obejmując swoją klatkę piersiową, jego głowa była oparta na zimnej szybie. Chłopak nie wyglądał normalnie, i każdy mógł od razu stwierdzić, że coś z nim było nie tak. Jego rozczochrane brązowe włosy sterczały w każdym kierunku, a zimne światło podkreślało jego bladą, wręcz szarawą skórę. W przeciwieństwie do matki, jego oczy były ciemne. Miał na sobie białą koszulkę i spodnie typu ‘scrubs’, które zapewnił mu szpital. Ubrania, które miał na sobie przedtem, były na tyle potargane i zakrwawione, że nie nadawały się do dalszego użytku. Na prawej stronie jego twarzy widniało kilka przecięć oraz rozcięta brew. Aż do barku, jego ramię, które zostało rozerwane, gdy prawą stroną uderzył w rozbite szkło, było zabandażowane.

Jego obrażenia wyglądały na bolesne, jednak w rzeczywistości on nie czuł niczego. To była tylko jedna z “zalet” bycia nim. Jednym z wyzwań, któremu musiał stawić czoła podczas dorastania, była rzadka choroba, która czyniła go zupełnie nie czułym na ból (analgezja wrodzona. Przyp.tłum.). Nigdy w życiu nie poczuł zranienia się, mógłby stracić całą rękę i nic nie poczuć. Inną poważną chorobą, z jaką musiał sobie radzić, która przyprawiła mu wiele wyzwisk przez jego krótki okres uczęszczania do szkoły, zanim przeniósł się na nauczanie domowe, był Syndrom Tourette’a, który powodował u niego tiki, których nie mógł kontrolować. Często niekontrolowanie strzelał szyją i drgał od czasu do czasu. Inne dzieciaki dokuczały mu, nazywając go “Ticci-Toby”, kpiły z niego przesadnie drgając i śmiejąc się. Doszło to do momentu, gdy musiał przejść na nauczanie domowe, gdyż uczenie się w szkole podczas gdy wszyscy robili sobie z niego żarty stało się zbyt trudne.

Toby patrzył się tępo w okno, jego twarz bez żadnego wyrazu. Co kilka minut jego bark, ramię czy stopa drgały, a każdy wybój, na który najechał samochód, sprawiał, że robiło mu się niedobrze.

Toby Rogers było jego imieniem, a ostatni raz, gdy jechał samochodem, był wtedy, gdy miał wypadek.

To było jedyne o czym myślał, podświadomie odtwarzając w pamięci wszystko, co pamiętał zanim stracił przytomność, w kółko i w kółko.

Toby miał szczęście, w przeciwieństwie do jego siostry. Na jej wspomnienie w jego oczach mimowolnie pojawiły się łzy. Okropne wspomnienia powtarzały się w jego umyśle. Jej krzyk, który urwał się w momencie, gdy auto się rozbiło. Wszystko stało się czarne na moment przed tym, jak Toby otworzył oczy i zobaczył ciało siostry. Jej czoło przebite rozbitym szkłem, jej biodra i nogi były zmiażdżone, a jej tors wypchany przez za późno nadmuchaną poduszkę powietrzną. To był ostatni raz, gdy widział swą ukochaną starszą siostrę.

Droga do domu trwała całą wieczność. Trwała tak długo, gdyż jego matka chciała uniknąć widoku wypadku. Gdy otoczenie zmieniło się w znajome sąsiedztwo, oboje byli w pełni gotowi, by wysiąść z samochodu i wrócić do domu. Było to starsze sąsiedztwo z uroczymi, małymi domkami ustawionymi obok siebie. Auto podjechało pod niebieski dom z wybielonymi szybami. Dwoje pasażerów szybko dostrzegło inny, stary pojazd zaparkowany pod domem, oraz znajomą postać stojącą na podjeździe. Toby automatycznie poczuł gniew i frustrację na widok swojego ojca. Ojca, którego tam nie było (tu chyba chodzi o to, że nie przyjechał do szpitala. Dop. Tłum.).

Jego matka zaparkowała na podjeździe i zgasiła silnik przed mentalnym przygotowaniem się na wyjście i spotkanie z mężem.

“Czemu on tu jest?” Toby zapytał cicho, spoglądając na matkę, która sięgnęła by otworzyć drzwi.

“Jest twoim ojcem Toby, jest tu, gdyż chciał się z tobą zobaczyć.” Jego matka odparła monotonnym głosem, próbując brzmieć mniej niepewnie.

“Ale do szpitala już nie mógł pojechać, by zobaczyć Lyrę zanim zmarła” Toby zmrużył oczy, spoglądając przez okno.

“Był pijany, skarbie, nie mógł prowadzić-“

“No jasne, kiedy on nie jest pijany” Toby popchnął drzwi samochodu i wyszedł na podjazd, gdzie złapał spojrzenie ojca nim wbił wzrok w swoje stopy z surową miną. Za nim z samochodu wysiadła jego matka i spojrzała mężowi w oczy, zanim obeszła samochód.

Jego ojciec rozłożył ramiona, oczekując uścisku od żony, jednak ona przeszła obok niego, i położyła rękę na ramieniu Toby’ego, po czym zaczęła prowadzić go do środka.

“Connie” Jej mąż zaczął chrapliwym głosem. “Co, nie przytulisz mnie na przywitanie?”

Zignorowała ochydne słowa swego męża, dalej idąc z synem.

“Hej, on ma szesnaście lat, potrafi chodzić sam,” Jego ojciec zaczął iść za nimi do środka.

“Ma siedemnaście” Connie posłała mu spojrzenie przed otwarciem drzwi do domu i wejściem do środka.

“Toby, może pójdziesz odpocząć do swojego pokoju? Przyjdę po ciebie, gdy kolacja będzie gotowa-“

“Nie, wkońcu mam szesnaście lat. Potrafię chodzić sam.” Toby odpowiedział sarkastycznie spoglądając na ojca, nim udał się po schodach na górę, po czym skręcił do swojego pokoju, gdzie gwałtownie trzasnął drzwiami.

W jego małym pokoju nie było dużo rzeczy, jedynie małe łóżko, komoda i okno, a na jego ścianach wisiało kilka zdjęć rodziny, gdy jeszcze byli oni rodziną, nim jego ojciec zaczął pić, i znęcać się nad resztą rodziny. Toby pamiętał, jak ojciec podczas kłótni z matką złapał ją za włosy i pchnął na podłogę, a gdy Lyra próbowała ich rozdzielić, popchnął ją, przez co uderzyła plecami o kąt blatu kuchenngo. Toby nigdy nie mógł wybaczyć mu tego, co zrobił jego siostrze i matce. Nigdy.

Toby’ego nie obchodziło to, ile jego ojciec go bił, I tak tego nie czuł. Obchodziło go jednak to, że intencjonalnie krzywdził jedyne dwie osoby, na których mu zależało, oraz to, że gdy czekał w szpitalu, w którym jego siostra wzięła ostatni oddech, jedynym który nie śpieszył się tam, był jego tata.

Toby stał przy oknie, wyglądając na ulicę. Mógłby przysiąc, że widział coś kątem oka, lecz szybko zwalił to na leki, pod których wpływem się znajdował.

Gdy przyszedł czas na kolację, a jego matka zawołała go, Toby zszedł po schodach, i niepewnie zajął miejsce przy stole na przeciwko swego ojca, między matką a pustym krzesłem. Jego rodzice jedli w ciszy, jednak Toby odmówił jedzenia. Zamiast tego, pusto wpatrywał się w ojca, co spostrzegła jego matka, i lekko szturchnęła go łokciem. Toby spojrzał na nią, po czym odwrócił wzrok na swą niedojedzoną kolację, której nadal nie tknął.

Toby ułożył się w swoim łóżku i naciągnął kołdrę na głowę, spoglądając przez okno. Był zmęczony, ale nie było opcji, że zaśnie. Nie mógł, miał zbyt wiele do przemyślenia. Zastanawiał się, czy powinien posłuchać matki i wybaczyć ojcu, czy żywić urazę z wrzącą nienawiścią.

Usłyszał jak jego drzwi otwierają się, po czym jego matka weszła do pokoju i usiadła na łóżku obok niego. Sięgnęła do niego i pogłaskała go po plecach, którymi był do niej zwrócony.

“Wiem, jakie to ciężkie, Toby, uwierz, rozumiem. Ale obiecuję, że będzie lepiej.” Powiedziała cicho.

“Kiedy wyjeżdża?” Toby spytał niewinnie, drżącym głosem.

Connie spuściła wzrok. ” Nie wiem, skarbie. Zamierza zostać, z tego co wiem” odparła.

Toby nie odpowiedział, patrzył jedynie w ścianę, trzymając swe uszkodzone ramię blisko klatki piersiowej.

Po paru minutach ciszy, jego matka westchnęła i nachyliła się, by ucałować go w policzek, po czym wyszła z pokoju. “Dobranoc.” Rzekła, zamykając drzwi.

Godziny mijały powoli, a Toby nie mógł przestać się wiercić i obracać. Za każdym razem, gdy pozwalał na działanie swojej wyobraźni, słyszał pisk opon i wrzask swojej siostry, co sprawiało, że niekontrolowanie trząsł się w łóżku. Zrzucił z siebie kołdrę, i leżąc na plecach naciągnął sobie poduszkę na twarz, po czym zaczął w nią płakać. Słyszał swój żałosny lament. Gdyby nie przyciskał poduszki do twarzy, zacząłby wrzeszczeć i szlochać.

Po paru sekundach zrzucił poduszkę z twarzy i usiadł zgarbiony, trzymając swoją głowę i ciężko oddychając, łzy spływały mu po policzkach. Nie mógł nic poradzić na płacz. Próbował go zdusić, jednak nie mógł przestać jęczeć i zawodzić, gdy tak siedział, trzęsąc się. Wziął głęboki wdech nim wstał i obszedł łóżko, stając przy oknie i wyglądając, podczas gdy głęboko oddychał, próbując się uspokoić. Potarł oczy i spojrzał na zbiór sosen po drugiej stronie ulicy.

Nagle zamarł, jego spojrzenie skupione na czymś, co stało pod latarnią. Usłyszał dzwonienie w uszach, i nie mógł odwrócić wzroku. Postać o długich, opuszczonych ramionach, stała pod latarnią, od której była niższa o jedynie około dwie stopy, patrząc się na niego swymi nieistniejącymi oczami. Postać nie miała twarzy, nie miała oczu, ust ani nosa, jednak trzymała zahipnotyzowane spojrzenie Toby’ego, wręcz patrząc w jego duszę. Dzwonienie w jego uszach stawało się głośniejsze, im dłużej patrzył na istotę, zanim wszystko stało się czarne.

O poranku Toby obudził się w swoim łóżku. Czuł się inaczej. W ogóle nie był zmęczony, a gdy wstał, czuł się, jak gdyby leżał tak, nie śpiąc już od kilku godzin. Nie myślał zupełnie o niczym. Usiadł powoli, opierając się o ścianę, jednak gdy wstał z łóżka, automatycznie poczuł, jak kręci mu się w głowie. Podreptał do drzwi, po czym zszedł po schodach. Jego rodzice siedzieli przy stole, ojciec wpatrywał się w mały telewizor stojący na blacie, a matka czytała gazetę. Gdy poczuła jego obecność za plecami, szybko zwróciła ku niemu wzrok.

“Dzień dobry, śpiochu. Spałeś całą wieczność” Przywitała go niepewnym uśmiechem. Toby powoli spojrzał na zegar, i zauważył, że była dwunasta trzydzieści.

“Zrobiłam ci śniadanie, niestety już wystygło. Chciałam cię obudzić, ale stwierdziłam, że potrzebujesz snu” Jej mina ze szczęśliwej stała się smutna, gdy jej syn nie odpowiadał.

“Czy wszystko w porządku?”

Toby powędrował do stołu i zajął miejsce obok swojego ojca. Czuł się, jakby był na autopilocie, i nie kontrolował swojego zachowania. Widział wszystko, co robił, jednak jego mózg nie rejestrował tego prawidłowo. Sięgnął do ramienia ojca, jednak jego ręka została odtrącona. Jego ojciec nagle odwrócił się w jego stronę i przesunął jego krzesło nogą.

“Nie dotykaj mnie, chłopcze!” Krzyknął.

Jego matka wstała. “Już przestań! To ostatnie czego potrzebujemy!”

Dni mijały, a wszystko było tak jak zwykle. Connie spędzała większość czasu na sprzątaniu w domu, a jej wredny mąż większość swego czasu spędzał na rozstawianiu jej po kątach. Było tak, jak przed wypadkiem.

Toby w zasadzie nie opuszczał swojego pokoju, tylko siedział na swoim łóżku i trząsł się. Zastanawiał się nad różnymi rzeczami, jednak jego myśli zmieniały się zbyt szybko, by jakiekolwiek zapamiętał. Chodził po swoim małym pokoju bez celu, niczym zwierzę w klatce, lub wyglądał przez okno, a cały ten niezdrowy proces zapętlał się.

Connie była pomiatana przez męża, będąc zbyt posłuszną by się postawić, a Toby pozostawał w swoim pokoju.

Zanim mógł się nad tym zastanowić dwa razy, zaczynał gryźć swe dłonie, ździerając skórę z palców. Gryzł swoje ręcę do krwii. Gdy jego matka przyłapała go raz, zareagowała strasznie. Pobiegła na dół po apteczkę, obandażowała mu ręce, i kazała mu nie opuszczać jej na krok.

Toby izolował się w takim stopniu, że zaczął nie znosić przebywania z innymi. Jego pamięć także zaczęła się pogarszać. Zaczynał zapominać wspomnienia minut, godzin, dni, i tak dalej. Zaczął gadać zupełny nonsens, rzeczy zupełnie nie związane z tematem rozmowy którą właśnie toczył. Mówił o widzeniu rzeczy, o rekinach w zlewie podczas gdy mył naczynia; o słyszeniu świerszczy w poduszcze, i o tym, że widział duchy za oknem swojego pokoju. Jego matkę zaniepokoiło to na tyle, że stwierdziła, że dobrze by było, gdyby porozmawiał o tym, co czuje, z profesjonalistą.

Connie weszła z Toby’m do budynku, trzymając go za rękę i prowadząc go. Podeszła z nim do recepcji, i zaczęła rozmawiać z kobietą która w niej stała.

“Pani Rogers?” Spytała kobieta.

“Tak, to ja.” Connie przytaknęła “Jesteśmy umówieni na wizytę z doktor Oliver, przyszłam z Toby’m Rogers.”

“Tak, to tędy.” Kobieta wstała i poprowadziła ich długim korytarzem. Toby spoglądał na obramowane obrazy wiszące na ścianach i wsłuchiwał się w dźwięk obcasów kobiety na drewnianej podłodze.

Otworzyła drzwi do pokoju ze stolikiem i dwoma krzesłami.

“Jeśli Toby mógłby zaczekać tu chwilkę, tymczasem pójdę po doktor” Uśmiechnęła się, przytrzymując drzwi.

Toby wszedł do pokoju, i usiadł na stoliku. Zerknął na matkę, a kobieta która ich tu przyprowadziła powoli zamknęła za nimi drzwi. Rozejrzał się po pokoju zanim uniósł swoje zabandażowane dłonie, i zaczął gryźć bandaże, by je rozwiązać, jednak przerwało mu otwarcie drzwi przez młodą kobietę w czarnej sukience w białe kropki, jasnymi blond włosami, trzymającą podkładkę i długopis, która następnie weszła do pokoju.

“Toby?” spytała z uśmiechem. Toby spojrzał na nią i przytaknął głową.

“Miło mi cię poznać, Toby, jestem doktor Oliver.” Podała mu rękę, jednak niepewnie ją cofnęła gdy zobaczyła bandaże na jego dłoniach.

“Oh.” Uśmiechnęła się nerwowo, po czym odchrząknęła i zajęła miejsce na krześle na przeciwko stolika na którym siedział.

“A więc, zadam ci parę pytań, a ty postaraj się odpowiedzieć na nie tak szczerze, jak potrafisz, okej?” Odłożyła swoją podkładkę na stole, a Toby powoli kiwnął głową, trzymając ręce na kolanach.

“Ile masz lat, Toby?” “Śiedemnaście” Odparł cicho. Zapisała to na kartce przypiętej do podkładki.

“Jakie jest twoje pełne imię?”

“Toby Aaron Rogers.”

“Kiedy masz urodziny?”

“28 kwietnia.”

“Kto jest twoją najbliższą rodziną?” Toby pomyślał chwilę za nim odpowiedział jejna pytanie.

”Moja mama, mój tata, i...” zamilkł na chwilę “M-moja siostra...” “Słyszałam o twojej siostrze, kochanie... Strasznie mi przykro” Jej mina zmieniła się na smutną, ze współczuciem w oczach.

Toby kiwnął głową.

“Pamiętasz coś z wypadku, Toby?”

Toby odwrócił od niej wzrok. Jego umysł stał się pusty na moment. Spuścił wzrok na swoje kolana, a w pobliżu usłyszał ciche dzwonienie. Jego oczy rozszerzyły się, a on zamarł w miejscu.

“Toby?”Spytała psycholog.

“Toby, słuchasz mnie?” Toby poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach i znów zamarł, po czym spojrzał przez małe okno w drzwiach, gdzie znów to zobaczył. Mroczną postać bez twarzy, która była skierowana w jego stronę. Gapił się na nią poszerzonymi oczami, dzwonienie w jego uszach cały czas narastało, gdy nagle głos doktor wyrwał go z transu.

“Toby!” Krzyknęła.

Toby podskoczył, spadając ze stolika, po czym wycofał się do kąta.

Doktor Oliver wstała, trzymając podkładę przy piersi, z zaskoczonym wyrazem twarzy.

Toby spotkał jej spojrzenie, drżąc, jego oddech urywał się.

Tej nocy Toby leżał w swoim łóżku. Oszołomionym wzrokiem wpatrywał się prosto w sufit. Poczuł jak zaczyna odpływać, gdy usłyszał rozproszone kroki w korytarzu. Usiadł i spojrzał w stronę drzwi, które były otwarte na oścież. Światło było zgaszone, jedyne oświetlenie stanowił niebieskawy, zimny blask księżyca. Toby wstał, i powoli podszedł do drzwi, gdy nagle te, wcześniej szeroko otwarte, trzasnęły mu przed nosem, przez co upadł do tyłu z zapartym tchem.

Jego oddech był nieregularny gdy uderzył o podłogę. Zaczął ciężko oddychać, jego oczy były szeroko otwarte. Odczekał parę sekund zanim wstał na nogi. Wyciągnął rękę, i złapał zimną klamkę drzwi, po czym otworzył je. Wyjżał na ciemny korytarz i idąc na palcach opuścił swój pokój. Przez okno na końcu korytarza wpadało niebieskie światło księżyca, rozprszając ciemność, podczas gdy Toby schodził na dół. Słyszał wokoło szelest kroków, i cichy chichot, za którym następował tupot małych stóp, który brzmiał jakby dziecko przebiegało przed nim, chichocząc i biegając wokoło. Korytarz był znacznie dłuższy niż pamiętał, wydawał się nie kończyć... Jak droga do domu ze szpitala. Usłyszał skrzypienie drzwi przed sobą.

“Mamo?” Spytał drżącym głosem. Nagle drzwi trzasnęły za nim, przez co podskoczył, i obrócił się. Za sobą usłyszał długi, pzerażający jęk, który brzmiał jak rechot tuż przy jego uchu. Odwrócił się tak szybko jak mógł, nagle stając twarzą w twarz z nikim innym jak swoją martwą siostrą. Jej oczy były białe i zamglone, jej skóra blada, prawa strona jej żuchwy zwisała bezwładnie na mięśniu i tkankach, trawa wyrastała jej z czoła, czarna krew spływała po jej twarzy, jej blond włosy były spięte w kucyk, tak jak zawsze, miała na sobie szary T-shirt wraz ze sportowymi spodenkami, które były całe brudne i ochlapane krwią, a jej nogi były wygięte w sposób w jaki nie powinny być. Stała tam, emitując długi, rechoczący dźwięk, jedynie cal od twarzy Toby’ego.

Toby krzyknął i upadł w tył.

“AH!” Zaczął czołgać się tyłem, z dala od niej, jednak nie mógł zerwać kontaktu wzrokowego z jej pustymi, martwymi oczami. Cofał się tak, nim dobił do czegoś plecami.

Zatrzymał się na sekundę. Otaczała go martwa cisza, z wyjątkiem jego ciężkiego oddechu i płaczu. Podniósł powoli wzrok, by spojrzeć w pustą twarz wysokiej, ciemnej postaci, która właśnie nad nim stała, a za nią rzędy dzieci, od około trzech do dziesięciu lat, ich oczy były zupełnie czarne, i płynęła z nich czarna krew.

Krzyknął, i wstał tak szybko jak umiał, tylko po to by potknąć się o czarne “macki”, które oplotły się wokół jego kostki. Upadł prosto na brzuch, przez co zaparło mu dech. Próbował krzyczeć, jednak nie mógł wydać z siebie dźwięku, jedynie sapnął ni wszystko stało się czarne.

Toby obudził się gwałtownie. Wrzasnął i szybko usiadł z zadyszką. Sapnął ciężko, łapiąc się za klatkę piersiową swoimi zabandażowanymi dłońmi. To był tylko sen... Tylko sen. Położył się znowu, po czym obrócił się na bok. Czuł się jakby niesamowity ciężar został zrzucony z jego klatki piersiowej gdy brał głębokie wdechy. Wstał i podszedł do swojego okna. Nie zauważył niczego. Nikogo tam nie było. Żadnych duchów, żadnych postaci, nic.

Usłyszał kaszel swojego ojca zza zamkniętych drzwi.

Podszedł do nich, by je otworzyć. Wyglądnął na korytarz, którym następnie poszedł, udając się do kuchni, skąd zauważył swojego ojca, który stał w salonie, paląc papierosa. Toby czekał chwilę, obserwując go zza rogu za nim poczuł palące uczucie głęboko w swojej klatce piersiowej.

Ogarnęła go gotująca się wściekłość, i zaczął słyszeć małe, zmyślone głosy w swojej głowie.

“Zrób to, Zrób to, Zrób to” skandowały.

Odwrócił się, trzymając się za ramiona. Czuł się jakby faktycznie nad sobą panował, w przeciwieństwie do ostatnich paru tygodni, odkąd wrócił do domu ze szpitala. Miał kompletną kontrolę nad swoimi myślami, na chwilę przed tym gdy skandowanie tych małych głosów ponownie je zamgliło.

“Zabij go, on się tam nie pojawił, nie było go tam, zabij go, zabij go” Kontynuowały. Toby zatrząsł się. Nie. Nie, nie zamierzał tego zrobić. Czy on oszalał? Nie. Nie zabije nikogo. Nie może. Nienawidził ojca, ale nie było opcji żeby go zabił.

To było tyle, jego ostatnia myśl nim jeszcze raz popadł w stan bezczynności. Wpływ jaki miały na niego te głosy w jego głowie okazał się być za duży. Zaczął powoli zachodzić swojego ojca od tyłu. Sięgnął po nóż z blatu, który ścisnął mocno w dłoni. Poczuł jak uczucie ekscytacji go ogarnia, przez co zachichotał.

“Heh... heheh... hehehehehe! HAHAHAHAHAHA!” Zaczął śmiać się tak mocno, że zaczął się zapowietrzać. Jego ojciec odwrócił się tuż przed tym gdy poczuł, jak brutalna siła rzuca go na podłogę. Warknął gdy powietrze uszło z jego płuc.

“Co jest?!” Spojrzał w górę na chłopaka stojącego nad nim, trzymającego nóż kuchenny w dłoni.

“Toby, co ty odpieprzasz?” Usiadł, wyciągając przed siebie ręce w obronnym geście, jednak zanim mógł cokolwiek zrobić, Toby wlazł na niego. Spróbował złapać go za szyję, jednak jego ojciec złapał jego nadgarstek nim mógł to zrobić.

“Przestań! Złaź ze mnie, ty mały skurwielu!” Krzyknął, swoją drugą ręką zadając niewycelowany cios w ramię Toby’ego, lecz to go nie powstrzymało.

Spojrzenie w oczach Toby’ego nie było normalne, było szalone. To wyglądało jakby był opętany. Wrzasnął, i zamachnął się, by dźgnąć ojca w klatkę piersiową, jednak jego ojciec znów uniemożliwił mu atak poprzez złapanie jego nadgarstka. Odepchnął go, jednak przez to Toby mocno kopnął go w twarz. Jego ojciec cofnął się, i puścił jego nadgarstki, by osłonić twarz, ale Toby podniósł się, i wbił nóż prosto w jego ramię.

Jego ojciec zawył głośno, i sięgnął by wyciągnąć nóż z ramienia, lecz nim mógł to zrobić, Toby uderzył go z pięści w twarz.

Zaczął bić go po twarzy, śmiejąc się i sapiąc. Strzelił karkiem, złapał nóż, i wyszarpał go z ramienia ojca, by wbić go w jego klatkę. Dźgał go wielokrotnie, krew lała się i tryskała wszędzie. Nie przestał, dopóki ciało ojca nie zesztywniało. Odrzucił nóż na bok, i nachylił się nad jego ciałem, kaszląc i dysząc. Wpatrywał się w zmasakrowaną twarz swojego ojca, drżąc, póki głośny wrzask nie przerwał ciszy. Obejrzał się, by spojrzeć na swoją matkę, która stała parę metrów od niego, zakrywając usta, podczas gdy łzy spływały po jej policzkach.

“Toby!” zapłakała “Dlaczego to zrobiłeś!?” “Dlaczego!?” krzyknęła.

Toby podniósł się od zakrwawionych zwłok ojca, i zaczął się cofać. Wycofał się z kuchni, nim spojrzał na przesiąknięte krwią bandaże na swych rękach, po czym popatrzył na swoją matkę po raz ostatni zanim wybiegł z domu. Wbiegł do garażu i uderzył ręką w panel sterowania, otwierając drzwi do garażu przyciskiem. Nim przez nie wybiegł, zobaczył topory swojego ojca, które wisiały na tablicy narzędziowej nad stolikiem pełnych słoików, wypełnionych starymi, zardzewiałymi gwoździami i śrbukami.

Jeden topór był nowy, z jasnym, pomarańczowym trzonem i lśniącym obuchem, podczas gdy drugi był stary, z drewnianym rtrzonem i zurzytym, tępym obuchem. Wziął obydwa, po czym spojrzał na stolik, zauważając pudełeczko zapałek, za to pod stolikiem znalazł czerwony kanister z benzyną. Chwycił topory jedną ręką, w drugiej trzymał kanister i zapałki, i wybiegł z garażu, na podjazd, potem na ulicę. Gdy zbliżał się do latarni na którą miał widok ze swojego pokoju, usłyszał odległe syreny radiowozu.

Odwrócił się, by zobaczyć zbliżające się czerwone i niebieskie światła. Toby stał tak przez chwilę, po czym otworzył kanister, i zaczął biec wzdłuż ulicy, rozlewając za sobą benzynę. Skręcił do lasu, wylewając już resztki zawartości kanistra, po czym sięgnął do kieszeni, by wydobyć z niej pudełko zapałek. Wyciągnął pojedynczą zapałkę, odpalił ją o pudełko, po czym natychmiast ją rzucił. Niemalże w tej samej sekundzie, wszystko wokół niego stanęło w płomieniach. Drzewa i krzaki wokół niego zapaliły się, i nim się zorientował, był otoczony przez ogień. Sylwetki policyjnych radiowozów były widoczne przez płomienie podczas gdy on wycofywał się w głąb lasu. Rozejrzał się, jego wzrok niewyraźny, a jego serce waliło w jego piersi gdy zamknął oczy na moment. To by było na tyle. To był koniec.

Toby poczuł rękę na swym ramieniu. Otworzył oczy by zobaczyć dużą, białą rękę, z długimi, kościstymi palcami, opartą na jego ramieniu. Jego wzrok powędrował w górę tej ręki, w końcu napotykając wysoką, ciemną postać.

Miała na sobie ciemno-czarny garnitur, a jej twarz była kompletnie pusta. Górowała nad drobną sylwetką Toby’ego gdy “patrzyła” na niego. “Macki” wyłoniły się zza jej pleców, i nim Toby się zorientował, jego wzrok był zamazany, a w uszach słyszał dzownienie. Wszystko stało się czarne.

To tyle. To był koniec. Tak właśnie zginął Toby Rogers.

Kilka tygodni później, Connie siedziała w kuchni swojej siostry, Lori, która siedziała obok niej, popijając kawę. Jakieś trzy tygodnie temu, Connie straciła swojego męża, i swojego syna, a jeszcze parę tygodni wcześniej - córkę, w wypadku samochodowym. Od tamtego momentu mieszkała u swojej siostry. Zajmowała ją policja, właśnie zamknęli sprawę, cała historia została wypuszczona do mediów dwa tygodnie temu, a świat skupił się na kompletnie nowych historiach. Lori zmieniła program na wiadomości, a reporterka w telewizji zaczęła przedstawiać nowy nagłówek.

“Z ostatniej chwili! Zeszłej nocy doszło do morderstwa czwórki osób. Nie ma jak na razie żadnych podejrzanych, ale ofiarą padła grupka uczniów szkoły średniej, którzy znajdowali się w lesie późno w nocy. Dzieci zginęły w skutek wielokrotnych ran zadanych ostrym narzędziem, najprawdopodobniej starym, stępionym toporem, które śledczy odkryli na miejscu zbrodni.” Obraz w telewizorze zmienił się na kilka następujących po sobie zdjęć przedstawiających broń, w dokładnie ten sam, nienaruszony sposób, w jaki została pozostawiona na miejscu zbrodni. “Śledczy ustalili tożsamość potencjalnego sprawcy – Toby Rogers, lat siedemnaście, który zaledwie kilka tygodni temu zadźgał na śmierć swego ojca, a później spróbował zataić swoją ucieczkę poprzez podpalenie ulicy oraz zalesionych terenów w sąsiedztwie. Pomimo, iż byli przekonani, że chłopak zginął w pożarze, śledczy podejrzewają że Rogers może wciąż żyć, w związku z tym, że nigdy nie odnaleziono jego ciała.”


  • Autor: Kastoway
  • Tłumaczenie: Cheeburg Requiem
Advertisement