Pasta Wiki
Advertisement
Pasta Wiki

Jest to moja pierwsza opowieść tego typu, zatem proszę o szczerą i ostrą krytykę.  

To nie mógł być dobry dzień.  Myślę że ostro pokłóciłem się wtedy z rodzicami, choć nie pamiętam o co. Na dodatek rano dowiedziałem się jak bardzo nienawidzi mnie moja młodsza siostra. Nie mogłem wydostać się z pokoju by nie wdepnąć w jakąś pułapkę. Następnie kolega powiedział że przypadkiem zniszczył płytę którą mu pożyczyłem. Jeszcze inny, z którym byłem tamtego dnia umówiony, odwołał wypad ponieważ miał jakieś spotkanie rodzinne. Nie mogłem też wówczas posiedzieć przed komputerem gdyż padł mi procesor. Na dodatek właśnie wtedy kiedy pomyślałem, że nie może być już gorzej, zaczęło lać. Sądziłem że mnie szlag trafi. Nie chciałem kisić całej swojej złości w domu, więc wyszedłem, a właściwie wybiegłem, prosto w deszcz. Woda nieco orzeźwiła moje zmysły. 

Mknąłem tak przez dłuższy moment, pozwalając sobie na wpadnięcie w krzaki i poturlanie się po wzgórzu w mały rów. Leżałem tak chwilę, czując jak uchodzi ze mnie złość, a zastępuje ją ból po upadku i, o zgrozo, po wbiciu się kawałka szkła w moje kolano. Po odpadkach mogłem się domyśleć gdzie wylądowałem. Niedaleko mojego domu znajdowała się ostoja dla śmieci i miejscowych pijaczków. A były nią nieczynne tory. Podczas jednego z wypadów z przyjaciółmi na piwo, znaleźliśmy to miejsce. Wtedy też jeden z grupy tych młodszych kolegów, opowiedział nam historię o tym miejscu którą usłyszał od wszechwiedzących sąsiadek. Podobno kilka lat temu żyła sobie dziewczyna która chodziła w okolicach tych torów szukając swojej zabawki. Przechodząc przez tory na drugą stronę zaklinowała jej się noga. Nikt jej nie pomógł, a nadjeżdżający pociąg zmiażdżył ją. Akurat w tej części opisał to wyjątkowo szczegółowo przez co wielu kolegom zrobiło się niedobrze. Po tej opowieści niejeden oddał swój ostatni posiłek łonie natury. W każdym razie, dalej usłyszałem że dziewczynki nie miał kto pochować, rodzina nie wiadomo gdzie była w tym czasie. Oczywiście w to nie wierzyłem, jak wszyscy moi przyjaciele. Jednak nie mogłem zaprzeczyć że ta legenda mnie trochę zaniepokoiła. Natomiast fakty były takie że gdy na tych torach zginęło kilka osób, a kilka pociągów skradziono drogę tą zamknięto i wybudowano nowe, całkiem blisko. Te nieczynne zyskały wówczas łatkę ,,pechowych''. Powoli podniosłem się z ziemi, otrzepując z siebie odpadki i wyjmując zawadzające szkło z kolana. Postanowiłem że opatrzę to jak tylko wrócę do domu. Bo nie zamierzałem wracać w tej chwili, jeszcze nie. Gdy spostrzegłem że w kieszeni spodni mam trochę drobnych, pomyślałem od razu o sklepie spożywczym na końcu torów. Mogłem się zatem przejść, przecież to nie było aż tak daleko, a spacer dobrze by mi zrobił. A więc szedłem przed siebie, co jakiś czas dając się pokusić na kopnięcie jakiejś puszki. Tory były obrośnięte gęstym lasem, więc czasami omijałem jakąś gałąź czy upadłe drzewo. Myślałem żeby zadzwonić po kumpli, w końcu razem raźniej. W tym celu wyciągnąłem komórkę i odblokowałem klawiaturę, ale nagle zorientowałem się że przecież żaden nie ma czasu. Jeden był zbyt leniwy, trzej zajęci, a pozostali powyjeżdżali. Chciałem już schować telefon do kieszeni kiedy stanąłem w bezruchu i zmarszczyłem brwi. Niepewnie zerknąłem na ostatnie połączenia. Nic nowego, a rodzice po tym czasie powinni już zacząć dzwonić. Zaraz jednak zrozumiałem że i tak bym się z nikim nie skontaktował. Małą czcionką, w mało zauważalnym miejscu pisało ,,Brak zasięgu. I wszystko stało się jasne, pomyślałem i schowałem komórkę z powrotem do kieszeni. Nagle poczułem chłód, co uświadczyło mnie o płynięciu czasu. Musiałem się spieszyć zanim zamkną. Otuliłem się ciaśniej moją niebieską kurtką i uparcie szedłem przed siebie.


Wtedy dostrzegłem małe dziewczę, na oko dziesięcioletnie. Ubrana w nieco pobrudzoną sukienkę, a twarz przykrywały jej gęste, czarne włosy. Chyba noga jej utknęła między torami. Od razu pomyślałem że muszę jej pomóc. Może i byłem jednym z tych najgorszych zbirów w szkole, ale wciąż człowiekiem. Gdy się przybliżyłem, usłyszałem jak płakała cicho aż w końcu zauważyła moją obecność. Zmierzyła mnie przerażonym wzrokiem i zaczęła się jeszcze bardziej wyrywać i wierzgać. Wprawdzie nic dziwnego, pewnie wyglądałem jak kryminalista.

- Hej... Dziewczynko, chcę ci pomóc... - wyjąkałem niezdarnie.  Nigdy nie byłem dobry w kontaktach z dziećmi. Moja siostra była tego doskonałym przykładem. Dziewczyna zmierzyła mnie nieufnym wzrokiem, a ja zauważyłem że pasowała do opisu z opowieści. Wzdrygnąłem się, ale uznałem to za przypadek i pomogłem jej się wydostać. Nieznajoma przez jakiś czas pocierała obolałą kostkę wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku. Następnie wstała, otrzepując się i bąknęła nieśmiało:

- Dziękuję panu za pomoc. 

- Nie za ma co. - odparłem, jak to miałem w zwyczaju - Zgubiłaś się? 

Dziesięciolatka pokręciła głową i powiedziała:

- Szukam czegoś.

- A nie mogłaś wziąć taty czy mamy do pomocy?

- Nie. - rzuciła lakonicznie. 

Czułem że pytanie dalej do niczego by nas nie doprowadziło, więc nie drążyłem tematu. Zamiast tego zaproponowałem że poszukam wraz z nią, a ta zgodziła się niechętnie. Nie dziwiłem się. Szliśmy razem wzdłuż torów, rozglądając się na wszystkie strony.

- Wiesz, byłoby mi łatwiej znaleźć coś, jeśli wiem jak wygląda...

- Lalki. Takiej ładnej, z dwoma blond warkoczami. 

Pokiwałem głową i wznowiłem poszukiwania. W pewnym momencie zdziwiłem się i spojrzałem na zegarek. Dziwne... Po tym upływie czasu powinniśmy już dawno być przy sklepie a tu dalej taka puszcza. Przewróciłem oczyma, myśląc że zapewne trafiliśmy na inną odnogę czy coś. Choć wiedziałem że nie było czegoś takiego. Tylko oszukiwałem i uspokajałem samego siebie. Nie mogłem tracić poczytalności w towarzystwie małej dziewczynki, jeszcze bym ją przestraszył. A jeszcze jednej przerażonej osoby nie było mi trzeba. Zamiast o tym myśleć, jeszcze bardziej skupiłem się na lalce. Robiło się bardzo chłodno kiedy zauważyłem czerwony skrawek materiału wystający spod torów. Kucnąłem w tym miejscu i pociągnąłem delikatnie. Znalezisko okazało się długo szukaną lalką, która swym wyglądem zniechęcała całkowicie do zabawy. Nie miała jednego oka, które zostało najpewniej wydrapane, sukienka była poszarpana, tu i ówdzie wilgotna a włosy... Włosów prawie nie było, gdyż zostały wyrwane. Ponadto była cała w błocie. Oczyściłem ją nieco zanim przyszła do mnie zaciekawiona. Oczy jej się zaświeciły gdy tylko zobaczyła zabawkę. 

- To ona! To ona! - zawołała, chwytając lalkę w ramiona, uradowana. 

Było przyjemnie zobaczyć jak się w końcu uśmiechnęła, zwłaszcza że było to moją zasługą. 

- Dziękuję, dziękuję! - dodała potem, wtulając się w moją nogę.  Sam speszyłem się lekko, mówiąc że to nic takiego. Ona jednak zaprzeczyła mówiąc że to dla niej wielka przysługa. Wspomniała też coś o jeszcze jednej przysłudze ale nie powiedziała o co chodziło dokładnie. Ja również postanowiłem się w to nie zagłębiać. Zaproponowałem jej że odprowadzę ją do końca lasu i rozejdziemy się. Ten jeden browar już nie miał dla mnie znaczenia. Zgodziła się na to ochoczo i ruszyła za mną, podskakując ze szczęścia. Dziwiła mnie ta jej nagła zmiana nastroju po znalezieniu lalki ale nie odważyłem się o to zapytać. Jeszcze mogły być z tego kłopoty. Szedłem więc z nią za rękę, a tory wciąż się nie kończyły. Niepokój mój został spotęgowany, tym bardziej musiałem go ukrywać bo dziewczę wydawało się naprawdę szczęśliwe. Chodziliśmy tą leśną drogą dłuższą chwilę, więc zacząłem się naprawdę bać. W pewnym momencie dziesięciolatka zadała mi dość osobliwe pytanie:

- Nie boisz się pociągów?

- O czym ty mówisz? Przecież te tory są nieczynne - zdziwiłem się.

- A... Rozumiem - pokiwała ze zrozumieniem głową. 

Naprawdę nie rozumiałem tego pytania. Przecież wie to każdy miejscowy, pociągi tu nie jechały. Jakąś godzinę później zacząłem się denerwować i już wcale tego nie ukrywałem. Coraz mniej obchodziło mnie to że dziesięciolatka mogła się przestraszyć, za to jeszcze bardziej chciałem się stąd wydostać. Co dziwne, nawet zdawała się nie zauważać mojego wzburzenia. 

- Wiesz co? Może przejdziemy się z powrotem i z mojego domu zadzwonimy do twoich rodziców to po ciebie przyjadą... Wybacz, ja chyba się zgubiłem - uśmiechnąłem się przepraszająco.

- Dobrze - powiedziała nie spuszczając wzroku z lalki.

Zawróciliśmy ale wciąż zdawało się że nie ruszyliśmy się ani o krok. Zarówno drzewa jak i tory pozostawały takie same. Wariowałem w domysłach. Od razu pomyślałem o pętli czasowej, czy jak to się tam zwało. Nawet nie wiedziałem kiedy przyspieszyłem kroku, zostawiając małą w tyle. Zatrzymałem się dopiero kiedy dziewczynka pociągnęła mnie mocno za rękaw kurtki. 

- Nie odchodź - powiedziała wyraźnie zasmucona.

Posłałem jej najbardziej wesoły uśmiech jaki umiałem zrobić. Wnioskując po jej zniesmaczonej twarzy, raczej mi się to nie udało. Właśnie taką minę robiłem kiedy mama stawiała przede mną własnoręcznie robione mielone. 

- Wybacz, nie chciałem - uspokoiłem ją i tym razem wziąłem ją za rękę, jak to się robi przy przeprowadzaniu przez ulicę. Na jej twarzy zagościł uśmiech, powodując go też na mojej. Choć pewnie u mnie wyglądał to jak wyszczerz szaleńca lub pedofila.   Nie rozumiałem już niczego. Po czasie który zdawał się być kilkoma godzinami, na telefonie była wciąż ta sama godzina gdy sprawdzałem go po raz ostatni. Wtedy już nie tyle się bałem, co dygotałem. 

- Masz ładną, niebieską kurtkę... - zagadała nagle.

- Oh, podoba ci się? Wiesz, jak ci zimno mogę ci ją pożyczyć.

- Nie, dziękuję. Po prostu sądzę, że jest ładna... - rzekła, uśmiechając się do swojej lalki.

Las i tory się wciąż nie kończyły. To nie mogło się dziać! Nie wiedziałem kompletnie co robić prócz parcia naprzód. W jednej chwili wydarzyło się wszystko czego bym się nie spodziewał. Najpierw usłyszałem hałas. Stukot kół oraz pisk jaki wydaje paznokieć jeżdżący po tablicy. Z początku myślałem że się tylko przesłyszałem. Natomiast kiedy dźwięk stawał się coraz głośniejszy, chciałem zejść z torów. Nawet postąpiłem krok w stronę krzaków ale zatrzymała mnie dziewczynka, chwytając mnie nienaturalnie mocno za rękaw. Odwróciłem się wystraszony a ona spojrzała na mnie smutno. Zauważyłem że ponownie jej noga utknęła między torami. Musiałem szybko wybrać czy mam uratować ją czy zostawić ją na pastwę pociągu i uciec. Zagryzłem wargę i postąpiłem krok do tyłu. Dziewczyna zasmuciła się jeszcze bardziej a z oczu zaczęły płynąć łzy. 

- Proszę... Nie chcę być już sama... - szepnęła, a pociąg stał się już widoczny i mknął wprost na nas. Nie mogłem już jej pomóc się wydostać, na to było już za późno, ale nie mogłem też jej zostawić. Ni stąd, ni zowąd, poczułem silną potrzebę aby ją przytulić. Ku swojemu przerażeniu, objąłem ją z całych sił. Wtedy pociąg w nas uderzył, wymazując zarówno jej jak i moje istnienie.  Tak mi się przynajmniej wydawało. 

Nie wiedziałam dlaczego to miejsce było takie opustoszałe. Z drugiej strony, kto by chciał spędzać czas na opuszczonych torach? Ja jednak spodziewałam się chociaż pijaków czy zdemoralizowanych uczniów z okolicznych szkół. Uznałam to za przypadek i podążyłam dalej, robiąc kilka zdjęć. Miały mi one posłużyć do artykułu do gazety. Już widziałam nagłówek ,,Pechowe tory - prawda czy zwykła legenda miejska? .To była moja pierwsza praca w gazecie więc byłam bardzo podekscytowana. Robiłam więc fotografie gdzie się tylko dało. Nagle obiektywem natrafiłam na dziewczynkę, mającą nogę zaklinowaną między torami. Podbiegłam natychmiast i postanowiłam jej pomóc. Przy okazji mogłam zadać kilka pytań. Gdy tylko została uwolniona, opatrzyłam jej obdartą kostkę."


- Dziękuję pani. - powiedziała cicho.


- Nie ma sprawy, szukasz tu czegoś? Może ci pomogę?


- Tak, byłabym wdzięczna. - uśmiechnęła się - Widzi pani, szukam lalki. Ma ładną, niebieską bluzę...

Advertisement