Ja z kolegami wybraliśmy się na wycieczkę po Prypeci. Podziwialiśmy opuszczone budynki i pozostawione w nich rzeczy. Wziąłem licznik promieniowania ze sobą. Miałem za zadanie zrobic projekt o wybranym przez siebie mieście. Gdy wróciliśmy do autobusu opowiadaliśmy sobie o wrażeniach w Prypeci. Przez całą droge spałem i śniło mi się że mieszkam w Prypeci. Obudziłem się w strasznie zaciemnionym miejscu, a przy uchu słyszałem ciche pomruki i ujadanie. Wystraszony wstałem i biegłem co sił szukając drzwi, ale na nic nie wyszły moje poszukiwania. Przeszukałem plecak, znalazłem tam: latarkę, licznik, broń. Powiedziałem
-Skąd mam kur*a broń?!
Nagle usłyszałem bieg w moją stronę, więc się ukryłem i naładowałem pistolet dołączając do tego włączenie latarki. Zobaczyłem przyjaciela pół żywego, więc zapytałem się go co sie stało?
-Mieliśmy wypadek. Odpowiedział przyjaciel.
-Czemu tutaj jesteśmy? Zapytałem.
-Jakieś psy nas tutaj przytargały. Powiedział.
-Coś mnie goniło przez ten czas zanim ciebie jeszcze zobaczyłem, co to było? Zapytałem.
- A ja mam wiedziec, może ci sie przesłyszało. Odpowiedział.
-Poszukam wyjścia.Powiedziałem.
Po 5 minutach szukania odnalazłem wyjście, ale pierw obandażowałem mojego kolegę i poszliśmy.
W Prypeci był dzień, a my widzieliśmy stojący autobus na środku drogi.
-To chyba nasz autobus. Powiedziałem
-Tak to on. Odpowiedział
Pobiegliśmy do autobusu, wszyscy żyli, a kierowca nie żył bo pasażerowie powiedzieli, że coś go wytargało z samochodu. Stwierdziliśmy zgon, więc siadłem za kierownicą i pojechałem do domu. Nasi rodzice wiedzieli o tym, że zostaliśmy w prypeci, bo nie wracaliśmy ponad przez 2 dni. Do tej pory nasze akta są utajnione, a policja z całego świata szuka nas, aby nas zniszczyć za to co widzieliśmy w mieście widmo.